31.1.13

dzikość serca.
mam.

wyjść do ludzi gdzieś, zamieszać, poprzebywać, ponarażać się.
jeszcze nie teraz.
jak opadnie brązowa plucha.

cieszę się, że rozumiem wreszcie, że rzeczy mijają. wszystkie.
zima też.
mam dzienne zapotrzebowanie wyartykułowania danej liczby słów do drugiego człowieka.
właśnie, ciepło. ogrzewam się radiem, bo do mnie też ktoś musi mówić.
dzisiaj czytano mnie w eterze, aż mi się zrobiło ciepło.






25.1.13

umiem powiedzieć tak, umiem powiedzieć nie. swoiste novum, że w ogóle umiem powiedzieć. Ja.

napisałam na lustrze:

chcę dostać tą pracę!
i dostanę!

przytulam i uśmiecham się do siebie od wewnątrz.
zwierciadło

odbijam się.
patrzę.
zaczynam widzieć wreszcie..
lubię żegnać ludzi w piątek słowami:
have a nice weekend

19.1.13

ostatnio mierzi świadomość, że to już ten czas, kiedy definitywnie nie ma odwrotu. już nie urosnę, nie wygładzę ani nie wyprostuję. w najlepszym momencie dojrzałość, dorosłość, początek starości w najgorszym. pierwsze siwe włosy, wygnieciona skóra o poranku, zmęczenie codziennością i niechęć do niecodzienności. ciało, które najchętniej by tylko jadło, spało i leżało, które pomimo zdrowego pożywienia, regularnego ruchu i najlepszych chęci stawia bariery głowie. zdecydowanie mniej oglądania się za siebie (bo niby do czego) i jeszcze mniej świetlanych projekcji tego, co może nastapić. ogólne rozczarownie tym, co tu i teraz.

16.1.13

pierwszy zauważalny dla mnie sygnał, że jest krytycznie:

bezsenność


wracam ze spotkania ze starym znajomym. przygnębiona i zdezorientowana. nie umiem powiedzieć dlaczego.

oglądam sobie siebie w zapiskach z ostatnich kilku miesięcy i niestety łapię się na cykliczności wydarzeń oraz wydarzeń braku.

coś dławi wciąż. nie umiem wypluć ani połknąć.