29.11.13

ot rodzina.

i ot takie tam dylematy.

ile możesz jeszcze zdzierżyć, żeby nie wpaść w otchłań poczucia winy.

jeszcze nie wiem, ale święta w tym roku prawdopodobnie spędzę sama.

piszę sobie to zdanie i przyglądam mu się badawczo, bo nie wiem czy do końca sobie w tym temacie mogę zaufać.

15.11.13

otóż nie zawsze mi wychodzi. jestem neurotyczna, to, co w stanach nazywają OCB nie jest mi obce. wykonuję masę czynności, które mają mi przynieść spokój, ale wcale tego spokoju nie przynoszą. jem, ćwiczę, ścieram, szoruję, myję, klikam, stukam, tupię i drapię. pewnie jeszcze coś, bo zawsze jest coś. im bardziej nie można, tym bardziej mi się chce. nie powinnam, ale muszę.

takie szaleństwo dnia codziennego, gdy w kalendarzu nie ma miejsca na wciśnięcie czegokolwiek więcej, bo termin goni termin.

jest taki mechanizm nałogowca, który widzę w swojej głowie, w swoim zachowaniu i myśleniu. pewnie nigdy się tego do końca nie pozbędę i zawsze będę musiała się sobie bardzo starannie przyglądać.

z drugiej strony cieszę się, bo w tym wszystkim poluzowałam na tyle, że czasem po prostu jest mi obojętne. czasem jednak NIE MUSZĘ, a mogę. gdzieś pod koniec kalendarza 2013 piszę sobie new year resolution: dużo głębokich wdechów.

jestem bardzo dumna z tego zdania, bo tak naprawdę to jest esencja, a wszystkie inne pomysły dookoła i tak wychodzą tylko wtedy, gdy jest na to przestrzeń.

oddychać więc.

6.11.13

nowy dom w starym domu. sterylnie, spokojnie, minimalistycznie.